poniedziałek, 5 czerwca 2017




Stało sie. A juz mialam taka wielką nadzieje, ze nigdy wiecej nie postawię tu nawet "." ze nigdy więcej nie zajrze na tego bloga. A jednak. Wielka V wpisuje koleja litere, nowe zdania. Dlaczego to robie? Coz za kazdym razem gdy odwiedzam to miejsce oznacza to jedno. Oznacza to, ze kolejny raz tonę. A przeciez obiecalam sobie, ze juz nigdy nie bedzie tak zle, ze nigdy więcej nie bede musiala wylewac swoich mysli tutaj. Ze juz nigdy nie bede miala takiej potrzeby. I coz kolejny raz oklamalam sama siebie. Nie jest to wielkie zaskoczenie.
Wiem jak bardzo bola uczucia trzymane w sobie. Jak bardzo boli duszenie w sobie swoich emocji, ze moze to w końcu ptowadzic do powstania takiej wielkiej bomby emocjonalnej, która kiedys pęknie. I wiecie co? Chyba w tej chwili jestem taka bomba ktora czuje ze moze za chwile wybuchnac. Boje sie tego, ze wybuchne w najmniej odpowiednim czasie. Ze eksploduje, ze znisze wszystko co do tej pory tak dzielnie budowalam.
Bo boli mnie tak bardzo, ze mimo tych wszystkich staran prob wizyt tu i tam nie moge miec tego czego tak bardzo pragnę. Wmawiam sobie ze to wszystko przez stres zwiazany z praca. Ze to nie jest powod moich zmartwień a moze to wlasnie jest glowny powod tego wszystkiego co sie ze mna dzieje. Moze po prostu boje sie tego ze nigdy nie bede mogła miec tego czego tak bardzo pragne.
Ogladajac profile moich znajomych na fb caly czas mysle boze jakie oni maja szczescie. Jak wiele dostali od zycia. I zastanawiam sie tylko co ja zrobilam w zyciu takiego bardzo zlego, ze ja nie moge tego dostac. Blagalam modlilam sie i nic. A co jeśli ja nigdy tego nie dostane.

Moze wariuje bo miesjsce w ktorym mieszkam z kazdym dniem co raz bardziej mnie przytlacza. Powoduje co raz głębsze depresje. Moze gdy polece do Pl bedzie lepiej. Odpoczne. Spedze czas z ludzmi ktorzy maja znaczenie?
Za kazdym razem tak jest. Miesiac do wylotu a moj umysl swiruje plata mi figle, bo tak bradzo chciala bym byc juz w domu.

Tak bardzo tesknie za babcia. Ostatnia ktora mi zostala. Za tata ktory jako jedyny rozumie moje milczenie i umnie milczec razem ze mna. Który rozumie ze nie umiem inaczej wyrazic tego jak bardzo go kocham. Ktory jest tak cierpliwy za moje glupie zagrania. A mimo wszystko kocha mnie nad zycie.

Ostatni tydzien byl ciezki zmarl ostatni dziadek. I cos we mie peklo. To co sie stalo chyba otworzyło drzwi do tej "mojej ciemniejszej strony" do swoata ktory przez ostatnie dwa lata tak uparcie trzymalam w zamknieciu. Dziadku tak bardzo chcialabym sie z toba porzegnac. Tak bardzo zaluje ze nie moglam cie zobaczyc ostatni raz. Kocham cie bardzo i mam nadzieje ze teraz nie cierpisz i jestes szczesliwy.


Moja kochana Nadzieja nosi w sobie szczescie ktore nawet ja czuje. Tysiace kilometrow ode mnie. A ja czuje jej szczescie tak jakby było moje wlasne. Jak bym to j byla jego posiadaczką. Ale wiesz co moja droga? Zawsze tak bylo. Co uszczęśliwialo ciebie uszczesliwialo i mnie. I mam nadzieje ze te "nasze szczescie" o ile moge powiedziec nasze. Bedzie najpiękniejsze nazdrowsze i najwspanialsze pod sloncem. Kocham was.



Kiedys kazdy z nas odejdzie ale jak narazie musimy zyc. Musimy starac sie zyc jak najmocnej